Tak myślę ile to minut, godzin, dni przegadaliśmy w swoim życiu przez telefon...chyba więcej niż w realu :-o
Najpierw przez stacjonarny on w domu rodzinnym, ja tu. Aby się połączyć to już był sukces! To w czasach narzeczeńskich. Potem chwilę razem i znowu wyjazdy. Kupiliśmy alcatela, na dzisiejsze czasy straszna cegła :-D ale my cieszyliśmy się, że mamy ze sobą kontakt. Potem mąż nabył simensa uuuu to już był full wypas a ja kupiłam sobie kultową nokię 3310 , no teraz to już byliśmy cywilizowani ludzie ;-).
Potem było jeszcze kilka innych telefonów, ale teraz to już żaden szpan więc chwalić się nie będę

