24 kwietnia 2014

Jeszcze słów kilka o koszyczkach i święceniu

W czasie Świąt nie zaglądałam więc post z pewnym poślizgiem, ale nic nie stracił z aktualności.

W Wielką Sobotę staropolskim obyczajem wszyscy pędzą z koszyczkami wypchanymi po brzegi aby je poświęcić. Czego tam nie ma! Od tradycyjnych jajek, kiełbasy, soli czy chleba ludzie święcą np nutellę  ale nie o tym ma być ten post.
Idąc z czwórką dzieci i tylomaż koszyczkami wspominałam jak to było, kiedy miałam jedno dziecko. Najstarsza córka miała wtedy rok i dopiero uczyła się chodzić. Ja oczywiście sama, z dużym koszem dla domu plus mały koszyczek córci. Tłok, gwar i ja z małym dzieckiem - hardcorn. Ania uparła się spróbować baranka, więc zanim ksiądz poświęcił wiktuały to biedak nie miał już głowy. Ja cała mokra i zmęczona miałam dość.
Teraz poszłam na spokojnie, każde pilnowało swojego koszyka, a najmłodszą dwulatką wszyscy się opiekowali. Co to jednak znaczy praktyka ;-)



16 kwietnia 2014

Kwitną magnolie...

Widziałam ostatnio kwitnącą magnolię. Piękny krzew nie tylko ze względu na piękne kwiaty ale i na wspomnienia...
Przed akademikiem rosła magnolia. Piękne czasy studenckie...ale aby o nich opowiedzieć muszę cofnąć się jeszcze dalej ;-) W klasie maturalnej poznałam fajnego chłopaka - przystojny, wygadany i świetnie tańczył. Można się z nim było pokazać :-D Chodziliśmy razem na imprezy, do kina, na spacery. Świetnie się nam gadało. Minął rok. Ja intensywnie przygotowywałam się do matury a on zaczął pracować i uczyć się zaocznie. Brak czasu na spotkania wykorzystał inny :-( przynosił kwiaty, wierszyki (cóż, że potem okazało się, że to nie jego ale Mickiewicz lub innego wieszcza). Złamałam się, dałam się złapać na lep słodkich słówek. Zerwałam z tamtym. Po miesiącu okazało się, że powinnam udowodnić miłość...i wszystko prysło.
Zostałam sama. Nie żałowałam tego, bo okazało się, że to wcale nie miłość ale bolała urażona ambicja i żal za tamtym...
Poszłam na studia i zamieszkałam w akademiku. Dni mijały wypełnione nauką...ale i imprezami. To był chyba najbardziej beztroski czas w moim życiu, może pomijając wczesne dzieciństwo :-)
Był tam pewien chłopak, który mi się podobał a ja też nie byłam mu obojętna. Trzymanie się za ręce na imprezach, wspólne spacery, rozmowy o przyszłości. Niby nic sobie nie obiecywaliśmy ale wszyscy na roku uważali nas za parę.
Zakwitły magnolie, kończyły się studia, zbliżał się czas obrony prac. Umówiliśmy się na poważną rozmowę. I wtedy przyszedł list od tego, którego zostawiłam. Dylemat co zrobić? Tamten nie był mi obojętny ale nie widzieliśmy się tyle lat a ten...właściwie nie było żadnej deklaracji...Poszłam na spotkanie bijąc się z myślami.
Obydwoje zaczęliśmy równocześnie "muszę ci coś powiedzieć" Dżentelmen kazał mi mówić pierwszej, więc powiedziałam, że nie wiem co sobie obiecywał po naszej znajomości ale jest ktoś z kim chciałabym zaryzykować. On mi wtedy na to, że super :-o bo bardzo się gryzł jak to zniosę, że on idzie do seminarium.